ateiści i oceany, czyli o wierze w dziwnych metaforach

       Kiedy ateiści pytają o moją wiarę, robi się trochę dziwnie. Opowiadanie o relacji z Bogiem w taki sposób, żeby osoba niewierząca mogła ze swojej perspektywy cokolwiek zrozumieć, jest tak ogólne i płytkie, że nie jest w stanie ani zaspokoić ich ciekawości, ani wyrazić niczego, co tak naprawdę przeżywam. Z kolei jeśli zacznę o tej rzeczywistości mówić dosłownie, zgodnie z tym co naprawdę przeżywam i wiem, jedyne, co wywołam, to konsternacja i niezrozumienie. 'Nie no spoko, rozumiem' xD haha, największa ściema jaką można w takiej chwili powiedzieć. Dobrze wiem, że nie da się tego tak po prostu zrozumieć, i znam powód. Wraz z rozwojem wiary rozwija się perspektywa, świat duchowy staje się bardziej namacalny i tak, jak dla osób wierzących jest realną rzeczywistością, tak dla ateistów pozostaje wymysłem zacofanych ludzi i przestrzenią dla filmów o zjawiskach paranormalnych.
       To trochę tak, jakby pierwszy raz oglądać ocean. Widzieć go z brzegu, obserwować fale, kolory, odbijające się promienie. Potem zacząć rozmawiać o tym z kimś znajomym, powiedzieć mu 'stary, widziałem ocean' i dostać odpowiedź 'mówisz o tafli wody? Wiesz, że pod tą taflą jest ogromny, żyjący świat?'. Trudno to sobie wyobrazić, widząc tylko to, co na powierzchni. Tak mniej więcej wygląda rzeczywistość duchowa z dwóch perspektyw. Ateista widzi powierzchownie, tylko to, co widać gołym okiem i to, co dostępne dla każdego. To pozwala tylko na stwierdzenie, że ocean jest z wody, że woda jest słona, zimna i monotonna. Ale czy to nie toootalnieee ograniczony obraz wobec tego, co może odkryć ktoś, kto zanurzy się w głębiny oceanu? Póki nie zdobędziemy się na zanurzenie w świat duchowy, możemy tylko słuchać opowieści, które przerastają wyobraźnię i przekraczają granice umysłu.
       Jest jeszcze ten problem, że jeśli ktoś już zdecyduje się sprawdzić, czy rzeczywiście głębiej kryje się jakiś niesamowity świat o którym mówią inni, wbiega do oceanu po pas, mówi 'pfffff nie ma tu niczego o czym mówiliście, wiedziałem że to ściema' i zawraca. Tak często bywa, kiedy komuś tak naprawdę nie chce się wierzyć (bo owszem! Wiara wymaga mnóstwa zaangażowania!) i mimo potrzeby serca próbuje się jak najszybciej przekonać, że wszystko, w co uwierzył, było głupią ściemą (bo tak po prostu jest łatwiej). Znam też ludzi którzy bez przygotowania wskakują na głęboką wodę. Oczywiście odkrywają piękno i bogactwo duchowego świata, ale nienauczeni po drodze cierpliwości i pokory - wpadają bardzo szybko w rutynę i nie rozumieją, że wiara to nie tylko zachłyśnięte zachwyty. To niestety szybko oddala od Pana Boga, który nie lubi być gwiazdą imprezy.
       Ale wracając. Chcę po prostu zauważyć, że kiedy odkryje się już Pana Boga, wejdzie z Nim w relację, zacznie się odkrywać z Nim rzeczywistość Jego spojrzeniem, to, wiecie sami, co się zobaczyło, tego się już nie odzobaczy. Perspektywa ludzka w porównaniu z tą, którą daje Pan Bóg, jest tak ograniczona, że naprawdę trudno byłoby do niej wrócić. Tak samo jest z całą duchową rzeczywistością, kiedy się ją zna i doświadcza jej na co dzień, trudno słuchać sarkastycznych i prześmiewczych komentarzy na temat wiary w cokolwiek, czego nie da się udowodnić naukowo. Wyobraźcie sobie znowu. Stoicie na brzegu oceanu i pokazujecie mu go mówiąc 'patrz, tam dalej jest ogromny podwodny świat, przepiękne rafy koralowe i cudowne zwierzęta, których nigdy nie zobaczysz tu, na lądzie', a on śmieje się z was i wyzywa od głupków wierzących w bajki. Wkurzające, kiedy się wie, że to o czym mówicie istnieje, prawda?
       I niestety, nie mam na to żadnej rady, żadnego odkrywczego lifehacka. Prawda jest taka, że każda dyskusja na linii niewierzący-wierzący prędzej czy później musi dojść do punktu 'oboje mamy rację, ze swojej perspektywy'. Każdy argument ateisty ma swoje zaprzeczenie w wierze, a wierzącego - w logice. Po prostu podkreślę po raz setny, że najlepszym sposobem na przekonanie innych, że wiara to piękno warte odkrycia, to pokazanie, że ta wiara zmienia nasze życie i zmienia je na lepsze. Bo jeśli ufamy Panu Bogu i pozwalamy mu być w naszym życiu, to na pewno tak jest!
Dawanie świadectwa życiem - nie gadaniem. To mój jedyny lifehack.

Komentarze

AntyMateria pisze…
Zawsze warto zadać sobie pytanie ,,Dlaczego?" Jeżeli ktoś to robi i potrzebuje, i widzi w tym sens, to nam nic do tego - wszystko zależy od ludzi jak na to reagują i czy te rzeczy są ,,złe" bo mi jako agnostykowi nie przeszkadza, ze ktoś wierzy, bo dla niego to jest jakaś ucieczka, jakaś nadzieja, może czymś żyć i to mu pomaga! Bardzo propsuje zdanie ,,Każdy argument ateisty ma swoje zaprzeczenie w wierze, a wierzącego - w logice." Jak dobrze dla mojego mózgu! OJ JAK DOBRZE!
Zośka pisze…
Wiara, dla osoby naprawdę wierzącej, nie jest ucieczką, tylko relacją.. ech xD bycie z kimś w związku to też nie jest ucieczka od innego życia, tylko oddanie swojego życia relacji z drugą osobą. I tak bym określiła wiarę. To nie jest cel, którym żyję, tylko rzeczywistość, która dzieje się teraz :D
Dziękuję pięknie za propsy! Uściski! :D

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

Wiara = Miłość? ❤

WOLNOŚĆ!