Wiara = Miłość? ❤

       Jak to jest, że są ludzie którym chce się chodzić do kościoła i jeszcze się z tego cieszą? Niektórym trudno to pojąć. I jak słucham o tym jak to widzicie, to w sumie się nie dziwię. Problem polega na tym, że świat duchowy jest jak ultradźwięki - niby dźwięki, a jednak nie da się ich wychwycić narządem słuchu. Odczuwanie wiary ludzie mylnie łączą z tym, co widzą i jakie odczuwają emocje. Na mszy jest nudno, księża są tacy i owacy, a ten mi zrobił to, a ten pazerny, a tu niewygodne ławki, a Boga nikt nigdy nie widział. A to nie emocje i nie to, co widzimy, tworzy realną wiarę.
       Co w takim razie składa się na budowanie i przeżywanie prawdziwej wiary?
Raz: to, że nasza wiara jest ŻYWĄ RELACJĄ Z BOGIEM OJCEM
Dwa: to że nasz Bóg jest Miłością, więc, w konsekwencji, budowanie i przeżywanie wiary to PRAKTYKOWANIE MIŁOŚCI w każdym aspekcie naszego życia.
Zrobiło się zbyt teoretycznie? Przejdźmy zatem do przykładów!
       Zrozumienie i odkrycie żywej wiary jest dla ludzi trudne, bo ona mija się z logiką i porządkiem tego świata. Jezus nie był rozsądny z ludzkiego punktu widzenia. Nikt z nas będąc kumplem Jezusa nie powiedziałby 'no stary, szanuję Cię strasznie za to że trzymasz tego konfidenta Judasza w naszej paczce' tylko burzyłby się, że Jezus wystawia samego siebie na niebezpieczeństwo. Nie jest też rozsądne dać się zabić wiedząc że jest się niewinnym. W Ewangelii jest mnóstwo dowodów na to, że Bóg nie zważa na to co rozsądne i logiczne. Bóg jest ponad ludzką logiką i to normalne, bo co byłby z niego za Bóg gdyby dało się go zamknąć w naszym rozumku. On mówi, że kto jest z tego świata ten się nie nadaje żeby być w Jego ekipie. Czyli logiczne. Zostawiamy to, co widzimy i czujemy, otwieramy się po prostu na umykającą wszystkim zmysłom MIŁOŚĆ.       Według nas niektórzy ludzie są głupi, ograniczeni, nie zasługują na nic. Według Miłości wszyscy są równie piękni - chrześcijanin, innowierca czy ateista. TAK SAMO PIĘKNI JAK KAŻDY KTO TERAZ CZYTA TO ZDANIE. Jesteśmy tak samo kochani i tak samo postrzegani przez Boga. Nawet jeśli olałeś Kościół po bierzmowaniu, nawet jeśli stwierdziłeś, że zrywasz kontakt z Bogiem bo za dużo od Ciebie wymaga, nawet jeśli po prostu wstydziłeś się przed znajomymi swojej wiary i dałeś z tym spokój to Bóg nadal jest w Tobie szalenie zakochany i patrzy na Ciebie z ogromną czułością. Trudno mi to zwizualizować, bo to naprawdę wariat jeśli chodzi o Jego Miłość wobec ludzi. Jeśli jeszcze nie oglądaliście filmu 'Chata', polecam go zarówno ateistom jak i osobom wierzącym. Przymknijcie oko na słabe efekty komputerowe, poza nimi jest naprawdę dobrze.


       Jest w tym filmie taka scena z Mądrością Bożą (moja patronka <3) w której główny bohater, Mack, staje przed wyborem: ma wybrać które ze swoich dzieci skaże na śmierć (jedno grzeczne, drugie zbuntowane). Na szczęście to tylko próba która ma mu uświadomić, że jesteśmy przecież dziećmi Pana Boga a On nas wszystkich kocha tak samo, mimo że nasze wybory nie zawsze są takie, jak chciał. Rozumiecie to? Rodzice martwią się o dzieci które dokonują złych wyborów, bo z doświadczenia życiowego wiedzą, dokąd je to zaprowadzi i że gdyby słuchały ich rad, byłyby szczęśliwsze. Ale nawet jeśli te dzieci idą swoją drogą, to nie wpływa na miłość rodziców wobec nich, tylko po prostu na ich własne życie i szczęście. Dlatego Bóg nazywany jest Ojcem. Bo kocha nas jak dobry Tata swoje dzieci, a nawet jeszcze bardziej. 'Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o Tobie.' ❤❤❤
       Z Bogiem tak jest. Nie robisz mu łaski idąc do Kościoła, tylko sobie. Bóg jest pełnią Miłości, to Ty dostajesz do tej pełni zaproszenie i możesz to wykorzystać albo zmarnować. Problem polega na tym, że przychodzisz do kościoła i patrzysz na ludzką rzeczywistość. Patrzysz na księdza którego cechy Ci nie odpowiadają. Patrzysz na to że ławka niewygodna, że długie formułki, że wstawanie siadanie klęczenie znak pokoju a pewnie ktoś nie myje rąk więc tylko kiwniesz główką i zrobicie znowu zamiast znaku pokoju zgromadzenie piesków z ruchomą główką. A gdybyś dał sobie szansę i pozwolił Bogu na randkę z Twoją duszą to gwarantuję Ci, że Kościół nigdy więcej nie wyglądałby dla Ciebie tak samo. Niestety, każdy inaczej uczył się Miłości i dlatego niektórym ciężko jest odkryć duchowego siebie. Jeśli od dłuższego czasu jesteś ateistą to prawdopodobnie Twoja duchowa natura przyzwyczajona do braku miłosnych wzlotów i upadków mówi Ci o Bogu 'nie no ogarnij się, poznaj Go dobrze zanim się zakochasz!' :D
       Ale nie poddawaj się w tym poznawaniu. Myślę, że w przypadku Boga 'poznanie' i 'zakochanie' dzieją się jednocześnie, więc jeśli będziesz naprawdę tego chcieć to pójdzie gładko. Bo myślę że absolutnie nie da się poznać Boga i nie zakochać się w nim od pierwszego wejrzenia.
I nie zwlekaj z tym, serio. To jeden z nielicznych wyborów, co do których mogę Cię na 100% zapewnić (i zapewniać do końca życia), że nie będziesz żałować.
Bo Bóg jest. I jest w Tobie zakochany.
I jeśli szukasz szczęśliwej Miłości to czemu go omijasz.
Idź w to. Warto.
P.S. Uściski dla wszystkich recenzentów, korektorów i krytyków mojego bloga. Za każdą opinię z serduszka dziękuję ❤

Komentarze

joanna pisze…
Fajny teskt, widać w nim sporą dojrzałość. Może tekst nie zmienia moich poglądów, ale ciekawie było go przeczytać. Kiedyś byłam katolikiem, nie było żadnej niedzieli, kiedy opuściłabym mszę. Cała rodzina była silnie wierząca, a ja silnie praktykująca. I naprawdę w to wszystko wierzyłam. A dziś bardzo tego żałuję, ale to już inne historia. To, co nie podoba mi się Twoim tekście, ale też w całym Kościele, to erotyzowanie Bożej miłości. "randka duszy z Bogiem", później na przygotowaniach przedmałżeńskich mowa o "trójkącie" (sic!) mąż, żona, Jezus... Później znowu Pieśń nad Pieśniami, w których bohaterów utożsamiamy z Jezusem i Kościołem (czyli po prostu ludźmi), gdzie mowa jest o miłości typowo zmysłowej, namiętnej. Gdzieś to wszystko nie tylko powoduje moje zdziwienie, ale wręcz obrzydzenie. Bo właśnie tego samego Boga nazywamy ojcem. Wydaje mi się, że taka relacja jest silnie nieuporządkowana, niezależnie czy jest się silnie wierzącym czy też nie. Taki przekaz z góry budzi emocjonalne kontrowersje.
Taka refleksja, jestem ciekawa, jak podchodzisz do tego tematu.
Pozdrawiam Cie serdecznie :)
Unknown pisze…
uwielbiam Cię, Zocha! <3
i zgadzam się z Tobą! Wiele razy przekonywałam się i przekonuję na co dzień, że Bóg może dać mi siłę, której po człowieczemu nie jestem w stanie w sobie wzbudzić :) Można to przełożyć na naukę, na rodzinę, na kiepskie wspomnienia, utratę czegoś/kogoś ważnego. Nic nie dzieje się bez powodu! Każde działanie w towarzystwie, pod skrzydłami Boga daje finalnie stokroć większe efekty, niż w pojedynkę. Warto pamiętać, że Boga spotykamy każdego dnia w drugim człowieku :) Przecież przyjazne zachowanie, uśmiech, uścisk dłoni, dobre słowo lub nawet nicniemówienie, gdy nie trzeba, pochodzi od Niego samego, a wynika to z Jego miłości. Zacznijmy to dostrzegać!
Zośka pisze…
Ochh, z tym trójkątem to rzeczywiście dziwne rzeczy!
Ale co do samych randek i takiej 'zakochanej' relacji.. język Polski jest ubogi i trudno znaleźć słowa które mogłyby jakoś opisać duchowe przeżycia, bo to abstrakcja, ale patrząc na moją relację z Panem Bogiem, przypomina mi ona trochę relacje w związku czy między zakochanymi ludźmi. Mam też takie odczucia czytając Dzienniczek św.siostry Faustyny czy innych świętych. Tam nie było erotyzmu, ale był taki silny zachwyt i jeszcze silniejsze więź i tęsknota, które mi kojarzą się właśnie z zakochaniem. I stąd te randki i miłostki. Ale bez trójkątów oczywiście! ;)
Co do samej Pieśni nad Pieśniami, to mnie to bardzo urzeka że można to odebrać jako dialog Jezusa z Kościołem. Nawet jeśli to Miłość namiętna - to przecież ona może być piękna i zupełnie czysta!
Pozdrawiam również! I życzę znalezienia innej dobrej drogi <3
zonanala pisze…
Z tym randkowaniem i mówieniem o Bogu jak o Ukochanym..
Problem pojawia się, jeśli na relację Miłości patrzymy przez pryzmat tego ludzkiego erotyzmu, który z Miłością ma niewiele wspólnego. Boski Eros to coś trochę innego. To namiętność, ale nie w wydźwięku seksualnym, ale pełna czystego zachwytu. Pełna przyjaźni, chęci bliskości, ale takiej właśnie czystej :) Poznanie Boga i bliska z Nim relacja uwalnia od takich niejasności ;)
Zośka pisze…
Właśnie to miałam na myśli 😄♥️ pięknie napisane
Zośka pisze…
Oliwka!! ♥️♥️♥️

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

WOLNOŚĆ!