WOLNOŚĆ!

       Ciężka ta kwarantanna. Dużo rozłąki z przyjaciółmi, z rodziną, dużo tęsknot, smutków i strachu. Wszyscy wokół mnie (i ja też) próbują znajdować sposoby na radzenie sobie z tą nową rzeczywistością która z dnia na dzień zmieniła nasze życie. Próbujemy je układać na nowo, walcząc z chwilami smutku i totalnego zrezygnowania, na zmianę z dniami pełnymi euforii i radości życia (i, ku zdołowaniu jednych, a pokrzepieniu drugich, tylko tymi radosnymi pięknymi chwilami dzielimy się w internecie). Wszystkim, niezależnie czy samotnie w kawalerce, czy w wielkim domu z basenem przyświeca jedna myśl: niech ta kwarantanna się już skończy!
       Oczywiście wierzący ludzie nie są tu wyjątkiem. Poza "powszednimi" problemami szczególnie trudno nam teraz przeżywać wiarę, kiedy mamy ograniczoną możliwość przyjmowania komunii i wielu z nas odczuwa naprawdę ogromny duchowy głód, ale też potrzebę wspólnoty i formacji. My też marzymy o tym, żeby to wszystko się skończyło. Co więcej, bardziej niż inni gdzieś w głębi serca oczekujemy cudów, szczególnej ochrony, nagłego uzdrowienia, czy zahamowania pandemii w najmniej oczekiwanym momencie. I bardziej odczuwamy pewnego rodzaju rozczarowanie, kiedy budzimy się w tej samej rzeczywistości. Z wieloma osobami rozmawiałam o tym, że czują zawód przez to, że choroba rozprzestrzenia się mimo tak licznych modlitw i błagań. I to naturalne! Chciałabym jednak żebyśmy dzisiaj zastanowili się, czy to o pandemię chodzi w całym tym zamieszaniu i czy to, co wydaje się nam teraz ważne nie odwraca naszej uwagi od czegoś znacznie ważniejszego i cenniejszego!
       Wczoraj była taka ewangelia (opowiem krótko, dla tych którzy nie chodzą do Kościoła!) w której dwóch uczniów Jezusa idzie do wsi która nazywa się Emaus i rozmawia gorączkowo o wydarzeniach ostatnich dni (a konkretnie o pojmaniu, ukrzyżowaniu i o tym, że kobiety nagadały im że grób jest pusty a ich Nauczyciel żyje, ale ciężko im w to uwierzyć). Jezus przyłącza się do nich podczas drogi (musiał wyglądać jakoś wyjątkowo, bo go nie poznali!) i pyta ich o czym rozmawiają. Oni tłumaczą, że właśnie o tej  męce i śmierci, ale że to wszystko poszło nie tak, bo oni się spodziewali że on przyjdzie i wybawi ich spod panowania Rzymskiego, a on po prostu wziął umarł.
       Jak byłam młodsza to  po przejściu formacji w mojej wspólnocie czułam się profesorem wiedzy teologicznej, tak mocno że z pewnością samemu Bogu bym wytłumaczyła jaki powinien być. I wtedy czytając tą Ewangelię o uczniach z Emaus nie mogłam pojąć, jakimi ignorantami musieli być żeby nie rozumieć, że Jezus dał im coś o wiele lepszego niż jakieś tam wyzwolenie spod panowania cesarza. ŻENADA. JAK MOGLI!!1! Jak mogli się spodziewać jakiegoś innego wyzwolenia mając pod nosem ZBAWIENIE?
       No więc mogli, a ja byłam naiwna myśląc, że jestem od nich lepsza. Niczym się nie różnię od uczniów z Emaus - przez ostatnie tygodnie wielu z nas robi to samo. Spodziewamy się. Z dnia na dzień spędzamy czas na spodziewaniu się końca niewoli. A być może niewola jest w nas i to od nas zależy kiedy pozwolimy sobie na wolność? Może Jezus niecierpliwi się teraz tak jak podczas rozmowy z uczniami, że nasze serca nie rozumieją że znów szukamy niewłaściwej wolności?Niedawno były święta paschalne, które przecież dobitnie całą swoją bogatą (powiedzieć bogatą to jak nic nie powiedzieć!) treścią przypominają nam właśnie o tym jakiej wolności powinniśmy szukać. A my się spodziewamy, że pandemia to ta niewola której koniec da nam prawdziwe szczęście. UWAGA! WAŻNE PYTANIE - Czy powrót do starego życia da Ci prawdziwe szczęście? Czy dwa miesiące temu wiodłeś/wiodłaś życie które dawało Ci prawdziwe, permanentne szczęście? Jeśli tak, to powinno być nadal w Tobie i dawać Ci spokój serca.
       Myślę że ten czas jest nam dany szczególnie po to żebyśmy przypomnieli sobie o dbałości o duchowe życie, bo tylko w nim możemy budować właśnie takie szczęście, które jest niezależne od naszych emocji i nastrojów. Mnóstwo osób dba o zdrowie fizyczne, wielu ludzi stara się dbać o zdrowie psychiczne, ale mało kto zastanawia się nad kondycją swojego życia duchowego i troską o nie każdego dnia. Mówimy że nam źle albo dobrze, że tyjemy albo chudniemy, że apetyt lepszy albo gorszy, że załamka albo euforia. Ale do czego odnosimy to wszystko? od jakich wartości, do jakiego wyższego celu? Bóg nam zatrzymał czas i czeka aż sobie odpowiemy - po co dotychczas żyliśmy? Dla jakich celów, ku jakim pięknym rzeczom tak pędziliśmy sobie z dnia na dzień? Czy nasze działania prowadziły nas do szczęścia?
       Możemy dzisiaj czekać na wolność, a możemy też otworzyć się na wolność która jest w Nas, daną nam w boskiej cząstce naszego JA. Wielu żydów za czasów Jezusa przegapiło możliwość otwarcia się na wolność którą dał im Chrystus, bo czekając na wyzwolenie z tej widocznej niewoli zamknęli się na o wiele ważniejsze i o wiele piękniejsze wyzwolenie. I Jezus bardzo bardzo nad tym ubolewał, wkurzał się, że nie potrafią tego odkryć i się cieszyć tym co może im dać szczęśliwe życie. Więc ja dzisiaj życzę wam z całego serca, żebyście pozwolili sobie na tę prawdziwą wolność, wolność zrozumienia jakie wartości kierują waszym życiem, i odkrywania tych wartości - a szczególnie tej jednej, którą NA PEWNO chcecie się kierować - Miłości! która jest źródłem życia i która prowadzi do tego szczęścia którego oczekuje od nas Bóg.
Buziaki! (Agatka, mam nadzieję że nie zawiodłam ❤️) 
P.S. nie bagatelizuję obecnej sytuacji ofkors. ja też chętnie wrócę do dawnych porządków. Dobrze jest jednak zawsze patrzeć trochę dalej, głębiej, tam gdzie są rzeczy ważniejsze niż nasz komfort. Mam nadzieję, że rozumiecie!

Komentarze

Agatka pisze…
Pięknie, tego mi było trzeba! Dziękuję! <3
Unknown pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Pani Renata pisze…
Zosiu, jak zwykle czytam Twoje przemyślenia i tak sobie myślę, że dziś to ja od Ciebie mogę się tak wiele nauczyć. I to jest piękne :-*

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

Dlaczego uparłam się, żeby nie pić