nie-cukierkowy post

       Są takie dni, kiedy mam ochotę udawać, że nie jestem katoliczką. Wyjść ze znajomymi, kiedy idą w Wielkim Poście na imprezę. Olać niedzielną mszę, kiedy jestem na wyjeździe i muszę przyznać się komuś, że teraz wychodzę do Kościoła. Siedzieć cicho podczas dyskusji, zamiast powiedzieć głośno, że uważam aborcję za kiepski pomysł. Zawsze mam wtedy w głowie obraz świętego Piotra, który siedzi przy ognisku i zapytany o bycie uczniem Jezusa, gorączkowo zapewnia, że nie ma nic wspólnego ze swoim Nauczycielem. Jednoczę się z nim we wstydzie i zażenowaniu samym sobą, jakie musiał czuć wtedy w sercu.  I zastanawiam się, pewnie razem z nim - dlaczego tak trudno się przyznać?
       Niewątpliwie kocham Boga. I kocham Kościół. Trwam w ich Miłości i nauczaniu niezmiennie odkąd świadomie wybrałam życie z nimi. Czuję Boże prowadzenie, czuję przenikającą moje życie Miłość. Skąd więc biorą się te smutne chwile, kiedy nie chcę dawać Jego życia innym?
        To co teraz napiszę dla wielu z Was może być zaskakujące, ale Polska to nie jest kraj, w którym katolikom żyje się łatwo. Księża są oczerniani, wielodzietne rodziny postrzegane jako patologiczne, czekanie z seksem do ślubu wyśmiewane, przez, o zgrozo, niektórych lekarzy ginekologów, do których przecież młode kobiety idą z pewną dozą zawstydzenia i niepewności. Myślę że każdy katolik przyzna, że rzadko kiedy przyznanie się tutaj do swojej wiary jest przyjmowane z szacunkiem, radością, czy wsparciem. Nawet jeśli złośliwe czy po prostu nieprawdziwe komentarze nie są kierowane personalnie, codziennością jest dla nas wysłuchiwanie podczas rozmów obelg i obrzydliwych komentarzy na temat Kościoła, a potem słów 'ej ale nie bierz tego do siebie jak coś'.
Coś Wam powiem.
Nie da się nie brać do siebie kłamstw na temat bliskich ludzi. Kościół jest wspólnotą. Kiedy mówisz o Kościele, mówisz o mnie.
Nie da się nie przeżywać wieczorami wulgarnych słów usłyszanych na temat swoich poglądów.
Nie da się po prostu przejść obojętnie kiedy Twoje wartości są obrzucane obelgami. 
       Więc czasem trudno mi bronić swoich zasad i wartości bo po prostu się boję. Nie mam wątpliwości, że Bóg jest, nie mam wątpliwości, jak On postąpiłby na moim miejscu. Mam za to mnóstwo obaw, że znów usłyszę, jak bardzo nienawidzicie mojego Kościoła, księży, Boga, jak bardzo głupi jest dekalog, wierzący ludzie, katechizm, przykazania kościelne. Współczuję Wam tej nienawiści, i tego że nie mogliście w swoim życiu doświadczyć tego co ja, ale jeszcze bardziej od współczucia czuję jak zamykam się w sobie i jak trudno jest mi, w bólu który dostaję, głosić Bożą Miłość która jest Wam dana odkąd Bóg zechciał Was powołać do życia. Boję się s ł ó w, chociaż są przecież tylko słowami, rzuconymi przez Was często 'ot tak', bez przywiązywania wagi dokąd trafiają i co robią w cudzych sercach. A ja zostaję sama, z moim zdeptanym Kościołem, z moim wyśmianym Bogiem.
       Takich ludzi jak ja jest więcej. Spotykam ich na co dzień i słyszę pytania o to, jak to robię że z takim zapałem mówię o Bogu mimo tak powszechnego prześladowania Kościoła. Więc chcę powiedzieć to dziś, na moim cukierkowym blogu, wprost z mojego idealnego świata, że chociaż tak jak Piotr chciałabym zapewnić 'choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię', to tak samo jak on wciąż upadam, milcząc, kiedy mój Bóg umiera wśród szyderstwa.
       Tak trudno jest dawać Miłość, kiedy wraca do nas wyśmiana. Tak trudno jest pokazywać Kościół, kiedy inni chcą widzieć go tylko w krzywych zwierciadłach. Czasem po prostu brakuje nam sił. Nasza wiara jest przepiękna, i dla wielu z nas jest źródłem nieustannej radości, ale nie chcę oszukiwać Was, że jest łatwo być katolikiem.
Jest cholernie ciężko być wśród Was katolikiem.
       Co mogę z tym zrobić? Nie zmieniać nic. Starać się, mimo trudności, pokazać Wam że moje życie działa dobrze gdy jest w nim Bóg. Że Wasze życia, często poplątane i poranione, też mogą działać dobrze, bo jest wśród nas zarąbisty Koleś który potrafi w życie. Dajmy pracować specjalistom. Bóg jest ekspertem w dziedzinie Miłości! I On kocha nas wszystkich, jak niesforne dzieci, tych którzy na Niego gadają na równi z tymi, którzy Go lubią.
Więc bardzo Was proszę, nie szerzcie nienawiści wobec Kościoła. tyle się dziś mówi o hejtach, o tym jak nagonka massmediów doprowadza ludzi do wrogości wobec innych. A my, zamiast mówić językiem Miłości, o który wszyscy walczymy, mówimy językiem oceny, który wciąga nas w podziały i oddala od siebie.
Pomódlcie się za nas, Kościół. Jeśli to Wy marudzicie, że jest z nami źle, pomódlcie się za nas, żebyśmy dali radę doskonalić się w świętości.
Dziękuję jeśli dotarliście do końca. Wysyłam mnóstwo Miłości Wam!

Uściski dla Kuby, za ważne słowa, i dla Szymona, za słuszną korektę. Dzięki chłopaki! 

Komentarze

Anonimowy pisze…
Fajny post, choć niestety wszystko ma dwie strony medalu. Ja jestem ateistką i bardzo długi czas przeżywałam dokładnie to samo o czym Ty piszesz tylko w drugą stronę. Mimo mojego wsparcia, tolerancji i akceptacji dla osób wierzych, wtedy przede wszystkim dla mojego partnera, to ja w waszym środowisku dostawałam mnóstwo wyzwisk, słyszałam, że jestem głupia, czułam się gorsza. Piszesz o współczuciu, dokładnie tak samo jest w drugą stronę. Było mi strasznie nie fajnie gdy stawały nademną osoby wierzące i widziałam jak to oni współczują mi, że nie żyję z Bogiem. Gdy uważały, że jestem biedna, gorsza bo nie ma go we mnie. W naszym kraju brakuje tolerancji i akceptacji zarówno dla wierzących jak i ateistów. Pozwólmy sobie żyć swoim życiem, akceptujmy siebie i kochajmy siebie takimi jakimi jesteśmy. Tylko my sami wiemy co jest dla nas dobre. Kościół to wspólnota ludzi wierzących, ale my wszyscy też jesteśmy ludźmi i powinniśmy tworzyć wspólnotę, a nie zamykać się tylko pośród swoich, walczyć o swoje. Wszystko to ciągła walka tylko po co? Nie lepiej zaakceptować siebie, szanować zdanie innych i darzyć się miłością, nie patrząc na to kto jakiej jest rasy czy wyznania? Nie da się. Wielokrotnie ja, osoba nie wierząca bywałam na wydarzeniach religijnych, przebywałam z towarzystwem chrześcijan, nie wychylajac się, akceptując, tolerując, bawiąc. Ale dla mnie nie było tolerancji i akceptacji, a gdy tylko z bliska mi osoba próbowałam porozmawiać na jakiś religijny temat, rozwiać moje wątpliwości, dowiedzieć się dlaczego jest tak a nie inaczej bo nie wszystko było do końca logiczne, ja dostawałam po głowie, byłam gorsza, zła. To przykre, ale wszystko ma dwie strony medalu. Mówisz, że Tobie jest ciężko, ale nam wcale też nie jest łatwo. Gdy dochodzi do dyskusji obie strony kłócą się tak samo, prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy tyle samo warci. Jedynie akceptacja i miłość do drugiego człowieka może nas uratować. Miłego dnia, kochajmy siebie ❤️
Anonimowy pisze…
Zosiu, stanie murem za własnymi wartościami jest tym co czyni nas ludźmi. Problem w tym, że nie rozmawiamy o wartościach a posługujemy się skrotami i hasłami. Aborcja dla Ciebie pogwałca wartość jaka jest życie i poszanowanie go, dla mnie znaczy prawo do wolności i wyboru (ale tylko w tych najtrudniejszych sytuacjach, nigdy dla wygody!!! Dziecko jest największą wartością i wiele z nas, które są za aborcją-wyborem nigdy nie zrobiłaby nic, żeby skrzywdzić płód).
Kiedy powiedziałam rodzinie, że planuje dziecko i że nie będzie ono ochrzczone (chyba, że samo podejmie taka decyzję) to usłyszałam "co ludzie powiedzą, zrobisz mu krzywde" i otóż to, ludzie powiedzieć mogą wiele i może to nie mieć żadnego znaczenia - znaczenia nadajesz Ty i Twoje wartości. Zamiast wytykać się palcami zacznijmy rozmawiać, zacznijmy rozumieć i zacznijmy akceptować. Jeśli Twoi znajomi wysmiewaja się z wyznawanych wartości to wytłumacz dlaczego to jest dla Ciebie ważne, jeśli ktoś tego nie szanuje to on ma problem. Jako ateistka kocham moje koleżanki katolki;) nie podzielam wiary, dzielimy się za to miłością i wsparciem na każdym polu. ♡ Nauczmy sie rozmawiac prawdziwie szczerze i o tym co ważne, wartościowe- tylko wtedy dialog ma sens. Mówić umie każdy, komunikować jest już trudniej, a słuchać to dopeiro wyczyn! Szkoda, że narazie ważne kto głośniej i liczniej, może dozyjemy czasów kiedy mądrzej będzie celem :)
Anonimowy pisze…
Wpis super! Warto mówić o swoich przemyśleniach. Uważam jednak ze zdanie „Jak Ciężko jest być katolikiem wśród Was”. Uważam ze nie wolno tak generalizować. Bo ateistom tez może być trudno wśród katolików.
Zośka pisze…
Od jakiegoś czasu panuje w internecie taka tendencja, żeby mówienie o osobistych odczuciach nazywać generalizacją. A to nie jest generalizacja (w ogóle to źle użyte słowo, bardziej bym nazwała to obieraniem monopolu na czucie się w jakiś sposób). Tylko że w tym poście nie chodziło zupełnie o to że my katolicy mamy trudniej od innych, ani że w ogóle jako jedyni mamy ciężko, tylko o to, że w ogóle mamy trudno, mimo życia w Polsce, którą ludzie postrzegają jako bardzo katolicki kraj. I tyle! Dlaczego to co czuję jest już odbierane jako pogląd? To nie jest pogląd. Moje wnętrze to nie jest mój pogląd. Tylko ja. Ukształtowana przez życie w taki a nie inny sposób. Możecie mieć inne spojrzenie na życie, możecie nie zgadzać się z moimi poglądami ale nie zgadzać się z tym, kim jestem, się nie da.

Popularne posty z tego bloga

WOLNOŚĆ!

Dlaczego uparłam się, żeby nie pić