Dlaczego uparłam się, żeby nie pić

        Temat spędzający sen z powiek moim znajomym. Nie dający spokoju ludziom poznanym w klubie. Rozpoczynający tysiące dyskusji. A dotyczy tylko jednej, prozaicznej rzeczy: alkoholu.
       Jestem abstynentką. Od urodzenia, od momentu kiedy zrozumiałam co to abstynencja, lub od pierwszej podpisanej krucjaty. Jak kto woli. nie będę przedłużać wstępu, bo wiem, że każdy kto to czyta, pijący czy nie pijący, chce poznać moje zdanie: dlaczego.
       Osobiście problem alkoholizmu obserwowałam od najmłodszych lat. Mam ogromne szczęście, że nie dotknął on bezpośrednio mojej najbliższej rodziny, ale w kamienicy którą zamieszkujemy ponad połowa mężczyzn jak sięgam pamięcią chorowała na alkoholizm - a tym samym ich rodziny - żony, dzieci i wnuki. Widziałam, jak fantastyczni, zabawni, inteligentni faceci zataczają się w drodze do domu, jak słabną więzi w ich rodzinach, aż w końcu rozpadają się zupełnie. Widziałam jak przepadają majątki, jak mężczyzna w sile wieku zamieszkuje zimną klitkę w piwnicy, bo przepija pieniądze na czynsz. Widziałam łzy bezsilności u tych silnych mężczyzn, kiedy docierało do nich, że są na dnie.
       Ale wtedy jeszcze myślałam, że to dotyczy niewielu ludzi. Nikt nie mówił nam o alkoholizmie w podstawówce ani gimnazjum. Tak samo koleżanki i koledzy nie mówili nigdy o tym, że ich rodzice są uzależnieni, co jest zrozumiałe - nikt nie lubi mówić o rodzinnych problemach. U mnie w rodzinie wszystko wydawało mi się w porządku, więc po prostu miałam wrażenie, że alkoholizm to naprawdę marginalna sprawa.
       W międzyczasie jednak chodziłam na oazę i jeździłam na rekolekcje, gdzie mówiono nam o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka - ruchu który modli się za ludzi dotkniętych tym uzależnieniem i podejmuje post (abstynencję) w tej intencji. Bardzo mi się to podobało i co roku podejmowałam się udziału w KWC z wielką radością, żeby pomóc 'tym tam odległym ludziom gdzieś, gdzie istnieje alkoholizm'.
       Liceum było dla mnie początkiem przełomu, który trwa aż do teraz. Abstynencja którą do tamtej pory przyjmowałam w intencji 'kogoś tam' (bo po prostu czułam że to potrzebne) nabrała dla mnie podczas szkoły średniej ogromnej wartości.
Pierwszym przełomowym momentem była dla mnie moja osiemnastka. Kiedy ją organizowałam, w poście na facebookowym wydarzeniu napisałam, że będzie to impreza bezalkoholowa i wyjaśniłam pokrótce dlaczego nie piję (i nie propaguję picia). Nie było to dla mnie trudne ani straszne - wydaje mi się, ze abstynencja nie jest trudna ani straszna dla nikogo kto podejmuje ją świadomie i z pełnym przekonaniem. W ciągu jednego dnia napisało do mnie KILKANAŚCIE osób. Były to wiadomości z... prośbą o modlitwę za ich uzależnionych członków rodziny. Często napisane bardzo emocjonalnie, pełne smutku, czasem wstydu, a czasem po prostu wdzięczności za to, że ktoś obejmuje ich modlitwą. Byłam w szoku. To, co wydawało mi się odległą rzeczywistością, tak naprawdę dotykało moich znajomych. Wspaniałych, mądrych, wrażliwych ludzi. To doświadczenie wstrząsnęło mną i utwierdziło we mnie przekonanie, że KWC ma sens. Ogromny sens.
W tym samym czasie trwał u mnie rok osiemnastek, więc było sporo klubów. Spotykałam ludzi, którzy pijani zdradzali swoje drugie połówki będąc w naprawdę fantastycznych związkach. Spotykałam ludzi, których darzyłam szacunkiem, leżących we własnych rzygach albo podejmujących żenujące w skutkach próby dojścia na parkiet. Koleżanki, które nie pamiętały, z kim i gdzie spędziły noc. Byłam w szoku widząc, jak alkohol zmienia ludzi, jak ludzie pozwalają mu odbierać kontrolę nad własnym zachowaniem. I jednocześnie nie dziwiłam się absolutnie temu, że oni piją - sama doszłam do wniosku, że to co dzieje się z ludźmi to trudny widok do zniesienia na trzeźwo. Oczywiście, nie każdy doprowadza się do takiego stanu, ale niestety moi rówieśnicy, którym nie zdarzyło się to ANI RAZU, są naprawdę w mniejszości.
       Widoki zapamiętane z klubów pozwoliły mi zrozumieć, że istnieje jakiś ogólny polski alkoholizm. Nie jako epidemia, ale jako choroba społeczna, zwyczaj, który co prawda może nie występuje na co dzień, ale w określonych sytuacjach społecznych wręcz zmusza ludzi do tego, żeby wypili. Sylwester na trzeźwo? Osiemnastka na trzeźwo? Studniówka na trzeźwo? Nikt nawet na to nie wpada. I gdyby była to lampka szampana o północy - można by nazwać to tradycją. Ale kiedy każda impreza trwa dwa dni - jeden na imprezę, drugi na kaca, musicie przyznać, że daleko temu do zdrowej tradycji. I to naprawdę budzi niepokój.
Ale długi post och :/ Kończmy już.
       Nie piję nie dlatego, że gardzę tymi, którzy piją.
Nie dlatego, że nie smakuje mi alkohol.
Nie dlatego, że jestem grzeczna i boję się rodziców.
Nie piję, żebyś mógł uświadomić sobie, że istnieją bezalkoholowe imprezy, że istnieje sylwester bez alkoholu, że istnieje odpowiedź 'NIE' na pytanie 'no ze mną się nie napijesz???'.
Nie piję, bo wiem, że dzięki temu mojemu naprawdę niewielkiemu poświęceniu mogę uratować czyjeś życie, czyjąś rodzinę, czyjegoś tatę, brata, mamę, wnuczkę. Alkohol nie jest zły, ale jest problemem naszego społeczeństwa. Jeden alkoholik to średnio pięć współuzależnionych osób (np. rodzice, małżonek, dzieci). Przemyślcie to. Właśnie taki jest sens mojej abstynencji - pobudzić was do myślenia.

Tak naprawdę ten post to 1/3 tego co mam do powiedzenia o Krucjacie, więc gdybyście chcieli wiedzieć więcej, to dajcie mi znać :)

Komentarze

Unknown pisze…
Widzę, że to bardzo ważna dla Ciebie sprawa i podchodzisz do niej bardzo poważnie. Stanie przy swoim zdaniu pomimo ogólnego nurtu zawsze wymaga dużej siły woli.
Paweł pisze…
Nie picie alkoholu może wyjść tylko na dobre, więc fajnie, że masz takie podejście, ale uważam, że robienie z siebie bohatera bo się nie piję i się za kogoś pomodli jest śmieszne. Masz na to wpływ bliski zera i nie pomagasz tym ludziom modlitwą tylko sobię, bo czujesz się wtedy dobra.
Alkohol przede wszystkim sieje spustoszenie w organizmie. Aby łatwiej wyjść na nałogu i pozbyć się toksyn wiele osób decyduje się na odtruwanie.
Leon pisze…
Niestety nie każdy ma w sobie tyle siły, aby uporać się z wyniszczającym nałogiem. Warto w takiej sytuacji rozważyć zabieg wszywki alkoholowej. Więcej informacji można przeczytać na stronie https://alkotherapy.pl.

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

WOLNOŚĆ!

Wiara = Miłość? ❤