Znowu o tych związkach

       Jakiś czas temu zauważyłam, że moi rówieśnicy zaczynają jakiś nowy etap w życiu. Taki w którym słowo 'związek' nabiera jakiegoś zobowiązującego znaczenia, zmusza do stabilizacji (i w obu przypadkach w negatywnym znaczeniu), no i wymaga dużego zaangażowania, i to, o zgrozo, przede wszystkim od tej drugiej osoby. Miałam z tym przez jakiś czas duży kłopot, bo sama nie czułam potrzeby ani nawet możliwości, żeby myśleć podobnie, żeby funkcjonować podobnie i żeby moją relację przenosić na siłę na taki stopień.
Obserwowałam, myślałam, porównywałam.
I wiecie co sobie myślę?
Że dużo traci się, kiedy próbuje się być dorosłym w naszym wieku.
        Niestety to jest teraz takie modne, kłócenie się o syf w pokoju, narzekanie na drugą połowę swoim przyjaciółkom/kumplom, mieszkanie razem, wspólne finanse, drogie wakacje. Jak o tym słyszę, to nie umiem przestać się dziwić. Dlaczego sami sobie odbieracie to co najfajniejsze w związku?
       My jesteśmy jednym z tych pierwszych pokoleń, które dostają wszystko od zaraz. Problem w 3 sekundy rozwiązuje Google, produkty supertanio w kilka minut zamawiamy na Allegro, bierzemy z domu telefon i praktycznie wszystko w nim mamy dosłownie jak na dłoni. I wszystko fajnie, taki jest już nasz świat, ale tą szybkość zaspokajania potrzeb zaczęliśmy przenosić na relacje z drugim człowiekiem i matko jedyna, obawiam się, że tracimy przez to kwintesencję tych relacji.
       Miałam niedawno taki czas, że czułam ooogromną tęsknotę za moim ukochanym, kiedy tylko nie było go przy mnie. Zdarzało mi się płakać, że nie mogę go przytulić, bo przecież widzieliśmy się dwa dni temu i to TAKI SZMAT CZASU!!! W tamtym czasie ciężko było mi wyobrazić sobie, że wytrzymam tą (z tamtej perspektywy) ogromną ilość czasu jaka dzieliła nas (i dzieli) od ślubu, i tym samym, wspólnego mieszkania. Ale teraz widzę, jak dobrze, że to katolickie staroświeckie wychowanie pozwoliło nam zostawić sobie wspólne mieszkanie na później. Że nie mogłam tej potrzeby 'bądź ze mną zawsze kiedy tego potrzebuję' zaspokoić kiedy chciałam. Wiecie jak to pozwala docenić tęsknotę?! Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak pięknie jest tęsknić za ukochaną osobą! I myślę, że często ta tęsknota stanowi o świeżości związku (szczególnie w naszym wieku!). Po kilku latach związku mi często zdarza się zakochiwać, zasypiać czytając czterdziesty raz tego samego smsa na dobranoc, czuć ten nieprzyjemny, ale szczęśliwy ucisk w brzuchu kiedy zaprasza mnie na randkę. I nie żałuję absolutnie, że nie mieszkamy razem, że decydujemy się na siebie poczekać i że mój związek awansuje trochę wolniej niż u reszty. I nie tylko o to mieszkanie razem tu chodzi.
       Jest też ten problem z posiadaniem własnego życia. Przez tą 'powagę relacji' wiele osób w moim otoczeniu stawia związek ponad wszystko w życiu i to wszystko komplikuje. Co ciekawe, komplikuje nie tylko te rzeczy, które zostają olane, ale też sam związek.
Jesteśmy w wieku, w którym kumpli, znajomych i przyjaciół mamy mnóstwo, zdobywamy też doświadczenie, uczymy się, przygotowujemy do dorosłego życia. I nagle zaczynamy z kimś chodzić i bum! Wszystko się przewartościowuje. Tylko właśnie.. dlaczego? Dlaczego każemy naszym chłopakom/dziewczynom stawiać siebie wyżej niż ich przyjaciół, pasje i wszystko inne? Wierzę, że zależy nam przede wszystkim na szczęściu tej drugiej osoby, więc jeśli tak jest, to trzeba pamiętać, że to przyjaciele przez szmat czasu pomagali tej osobie którą kochamy i prawdopodobnie dzięki nim i swoim pasjom jest taka jaka jest. To powinno zawsze działać na zasadzie wdzięczności, a nie rywalizacji - serio! A bycie ważniejszym niż reszta przyjdzie z czasem - i to będzie super uczucie, kiedy uświadomicie sobie, że dostaliście to zaszczytne miejsce bez żadnej walki o nie. Inaczej wy będziecie się wkurzać, kiedy druga osoba wybierze kogoś/coś innego zamiast was, a ona będzie rozdarta i smutna, bo przecież was kocha, ale trudno jej zrezygnować z ważnych w jej życiu osób albo aktywności, na rzecz związku, który przecież miał otworzyć nowe, wspólne horyzonty, a nie je ograniczać tylko do patrzenia na siebie nawzajem! Często zresztą nie tylko ograniczamy innych, ale też sami zaczynamy stawiać drugą osobę wyżej od wszystkich, powoli tracimy kontakt ze znajomymi i przyjaciółmi, i potem, kiedy związek się kończy, okazuje się, że trzeba wszystkie relacje budować od zera.
       I żeby nie było, jestem jak najbardziej zwolenniczką życiowej stabilizacji! Jest świetna i też jest piękną przygodą! Ale jeśli przychodzi za szybko, to tylko rodzi frustrację i zawód, zamiast przedłużać miłość i jedność :)
       Wiem, że wielu z was jest w super związkach. Macie fantastyczne drugie połówki i jest szansa, że to 'ci jedyni'. Dlatego tym bardziej polecam wam - nacieszcie się tą szczeniacką młodością. Bycie dla siebie nawzajem jest ważniejsze niż bycie ze sobą, i jeśli nauczycie się tego teraz, to to będzie najcenniejsza lekcja jaką możecie sobie nawzajem dać.
       Jakie jest wasze zdanie na ten temat? I jak to wygląda u was? Dajcie znać!

Szczególne podziękowanie za korektę (a raczej jej brak) dla Krzysia. Lubię Cię bardzo!
I dla Werki, również za korektę :D Ciebie też bardzo!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

Wiara = Miłość? ❤

WOLNOŚĆ!