Jestem uzależniona.

       Słowa zawarte w tytule to najsmutniejsza rzecz jaką może sobie uświadomić osoba trwająca w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka (o istocie KWC pisałam już kiedyś w poście 'dlaczego uparłam się, żeby nie pić' , gdybyście jeszcze nie wiedzieli!)
Niestety przyszło mi pochylić się nad sobą i uświadomić sobie tą prawdę , mimo że zawsze myślałam że brak używek uchroni mnie przed jakimikolwiek nałogami. I myślę, że większość z was nigdy nie posądziłaby mnie o jakiekolwiek uzależnienia. Poza moją rodziną i niektórymi przyjaciółmi.
       Zosia z telefonem przyklejonym do ręki. Tak do niedawna widzieli mnie bliscy. 
       Mój nałóg dawał się we znaki tak naprawdę w każdym momencie życia. Przy obiedzie, na lekcji, w drodze do kościoła, na zakupach, w wannie, przed snem, po obudzeniu, na imprezach, uroczystościach, zebraniach, spotkaniach z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, a nawet randkach. Kiedy myślę o tym z perspektywy czasu, czuję się jakby ktoś zabrał mi kilka lat życia. W pewnym momencie zapomniałam też o tym, że mam bardzo dużo zainteresowań. Lubiłam zwalić to na brak fajnych zajęć w szkole lub brak czasu. Przestałam pływać, śpiewać, czytać poezję i książki. Wszystko wydawało mi się zbyt pochłaniające czas, żebym mogła go znaleźć w moim 'napiętym grafiku'. Bywały też dni kiedy byłam zupełnie oderwana od rzeczywistości. Niby z kimś rozmawiałam, ale zupełnie nieskupiona, myślami biegnąca gdzieś indziej, musiałam prosić mamę o powtórzenie czegoś trzy razy zanim potrafiłam się na jej słowach skupić. Zaczęłam mieć coraz większe trudności z koncentracją i pamięcią i do dziś mam jak na swój wiek zdecydowanie za krótką pamięć. Byłam też często znudzona, smutna, bezsilna i w ogóle nie czułam takiej codziennej, życiowej radości.
       Niepokój. To to co na pewno najbardziej zapamiętałam i co budzi we mnie największą odrazę. Nie pamiętam momentu kiedy zaczęłam niepokoić się, nie mając telefonu w zasięgu wzroku. Kiedy przechodziłam z pokoju do pokoju, zabierałam go zawsze ze sobą. W okresach, kiedy próbowałam sobie udowodnić że nie jestem uzależniona kładłam go w przeciwległym kącie pomieszczenia. Ale nie byłam w stanie zostawić go w innym pokoju - to budziło we mnie przerastający mnie niepokój. Biegłam do ładowarki za każdym razem, kiedy ostrzegał przed rozładowaniem, a jeśli nie zdążyłam, czekałam w napięciu aż włączy się na nowo. Po wpisaniu PINu wracał spokój i już było wszystko 'okej'. I to nie było takie napięcie, które zauważyłaby przypadkowa osoba. Z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze. Byłam spokojna, opanowana, może trochę roztrzepana, ale przecież takie prawa nastolatki.
       Tak. Z zewnątrz nie zmieniło się nic. Nieźle się uczyłam, nie olewałam wspólnoty, nie zamykałam się w sobie. Może trochę przestałam się interesować swoim życiem na rzecz miliona wspaniałych cudzych żyć oglądanych w internecie. Znajomi za granicą, znajomi w fancy knajpkach, znajomi w drogich ciuchach, znajomi szczęśliwi w związkach, znajomi z wiecznie nieskazitelną cerą i figurą. Znajomi z godnym pozazdroszczenia, nieosiągalnym dla mnie życiem. Od czasu do czasu widywałam ich w realnym świecie i uderzona tym, jak bardzo różni są od swoich wirtualnych alter ego, nie zdobywałam się na wymianę zdań.
       Wiedziałam, że za dużo jest tego telefonu. Na początku może nie rozumiałam marudzenia rodziców, ale to szybko minęło. Miałam świadomość, że problem jest i że nie jestem na tyle silna, żeby z nim walczyć.
Od czasu do czasu przemknęło mi przez myśl, żeby ograniczyć korzystanie z neta. Ale zawsze było coś. 'Bo przegapię jak odwołają jakąś lekcję', 'bo nie będę widzieć jak ktoś napisze że coś mu się stało'. Cieszyłam się kiedy inni wyciągali przy mnie telefon, bo mogłam bez skrępowania i wstydu zrobić to samo i uspokoić chęć zajrzenia do tego małego świata na jakiś czas.

Pamiętam jak pół roku temu próbowałam napisać do was post o klaustrofobii, ale kiedy go przeczytałam po napisaniu, to co opisywałam wydawało mi się zbyt absurdalne by ktokolwiek poza osobami z klaustrofobią był w stanie uwierzyć w to że można czuć i przeżywać w głowie coś takiego i ostatecznie zrezygnowałam z publikacji. Teraz mam to samo. Piszę coś i myślę 'o matko, wyjdę na totalnego głupka', ale no trudno. Bądźcie wyrozumiali!

       Kiedy już zaczęłam otwarcie mówić sobie, że marnuję sobie życie na bezcelowym scrollowaniu cudzych żyć, i tak nie wiedziałam co z tym począć. Znaleźć jakiś ośrodek dla uzależnionych? Matko, wstyd. Powiedzieć rodzicom, żeby mi pomogli? Dadzą szlaban na telefon do końca życia. Zająć się tym sama? O tak, rewelacja. Skuteczne na dwie godziny.
       Pod koniec wakacji zeszłego roku, po moich odwiedzinach, siostra na pożegnanie wcisnęła mi do ręki książkę pani Catherine Price 'Jak zerwać ze swoim smartfonem'. Powiedziała 'masz do poczytania na drogę', co mnie trochę rozśmieszyło, bo nie czytałam wtedy wcale i zamierzałam w pociągu.. przeglądać fejsa w telefonie. Wiedziałam jednak, że chce mi pomóc, a ja bardzo chciałam z tej pomocy skorzystać. W pociągu zajrzałam do książki i skończyłam lekturę już następnego dnia.
Nie będę wam streszczać, o czym ta książka mówi, ale chciałabym, żeby trafiła w wasze ręce i do waszych serc. Bez względu na to, czy macie problem z siedzeniem w necie zbyt dużo, czy nie, przyda się wam jako przyszłym rodzicom, jako przyjaciołom, albo po prostu dobrym ludziom, gdybyście widzieli w swoim otoczeniu osobę uzależnioną i chcieli pokazać jej drogę wyjścia. Obowiązkowa lektura dla wszystkich!
       Jak się pewnie domyślacie, dzięki siostrzanej intuicji moje życie zaczęło się bardzo zmieniać. Przeczytałam książkę, poniosłam głowę znad ekranu i zobaczyłam prawdziwe życie. Wiecie jaką ulgą jest zorientować się, że ono dla nas wszystkich jest bardziej szare niż na zdjęciach które oglądamy i wrzucamy? Zaczęłam chodzić po ulicach wpatrzona w l u d z i z pięknymi, chociaż niedoskonałymi twarzami. Zaczęłam zauważać że wszyscy jesteśmy podobni - wszyscy mamy problemy, potrzeby, że wszyscy codziennie pracujemy nad swoim życiem. Że nie jestem gorsza z moim trochę bledszym, trochę zwyklejszym życiem bo wszystkie życia, oglądane na żywo, a nie przez wyświetlacz okazały się trochę bledsze i trochę zwyklejsze i doświadczanie tego okazało się być o wiele piękniejsze niż ten idealny świat w który wlepiałam oczy zbyt często.
       Bardzo chciałabym pokazać wam to piękno które widzę teraz codziennie, dzięki temu że nie przeglądam już telefonu w poszukiwaniu cudzych żyć. Wiecie, pomyślicie teraz sobie 'ja to robię tylko w wolnych chwilach', ale dlaczego zabierać sobie te wolne chwile? To n i c nie wnosi, nie uczy Miłości, daje tylko zazdrość, rozczarowanie, czasem chwilę pustej radości, albo pustych znajomości, kiedy koleżanka sprzed lat się zaręczy albo urodzi dziecko. Ale tak naprawdę nie ma to dla Ciebie znaczenia. i czas przestać wyobrażać sobie, że te wszystkie internetowe 'życia' (łącznie z Twoim internetowym życiem) coś wnoszą do Twojego życia. Jesteś totalnie SOBĄ więc nie inspiruj się wykreowanym w zdjęciach życiem tylko zacznij żyć prawdziwym, nudnym, nieskorygowanym kontrastem i balansem bieli życiem. Zobacz jakie super jest to nieprawdopodobnie niefotogeniczne życie które leci sobie obok kiedy Ty oglądasz nieprawdopodobnie fotogeniczne życia ludzi którzy Cię NIE OBCHODZĄ.
       Najważniejsza rzecz! Która może was jeszcze przekona do sięgnięcia po 'Jak zerwać ze swoim smartfonem'! Catherine Price nie namawia do rzucenia telefonu z dachu wieżowca. Nie namawia też do usunięcia swoich mediów społecznościowych. To książka która pokazuje nam, co na nas działa i w jaki sposób i pozwala samemu dojść do wniosku, że nie chcemy być niewolnikami bezmyślnych odruchów ani wabiących oprogramowań. Polecam, polecam.
W związku z czym mam nadzieję rozumiecie, że moje 'rozstanie' (mam nadzieję, że już trwałe!) z telefonem w gruncie rzeczy oznacza to, że umiem wyciągać z tego 'związku' korzyści nie wplątując się tym samym toksyczną relację i w okradanie mnie z życia! Także nie martwcie się, znikąd nie znikam! (chociaż wiele osób już zauważyło, że bywam rzadziej - ale nie bądźcie źli. to 'rzadziej' sprawia, że jest mnie więcej w Życiu przez duże Ż)

Czujecie się troszkę uzależnieni? Tracicie czas na instagramie i fejsie? Czy tylko ja jestem takim smartfonowym świrem? Mówcie! Koniecznie!
i zamawiajcie książkę, dla siebie i bliskich.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Witaj, Zosiu! Gratuluję tekstu, ale przede wszystkim decyzji. Pamiętam w modlitwie. Ks. Darek

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

WOLNOŚĆ!

Wiara = Miłość? ❤