Właśnie sobie uświadomiłam że napisałam w walentynki post o byłych

       Mówią, że miłość od nienawiści dzieli jeden krok. Na pewno każdy z was zna parę, która po rozstaniu najchętniej wydrapałaby sobie nawzajem oczy. Generalnie przyjęło się, żeby o swoich "byłych" (strasznie nie lubię tego określenia, ale na potrzeby tego postu niestety będę go używać) mówić nie najlepiej, albo przynajmniej nie życzyć im dobrze. Kiedy byłam nastolatką, wydawało mi się to wręcz pewną społeczną normą i ogólnie przyjętą zasadą, żeby po rozstaniu się nie lubić. Co prawda nigdy do końca mi to nie pasowało, ale nie miałam wtedy jeszcze na tyle samoświadomości, żeby wiedzieć dlaczego.
       W związku z tą właśnie zasadą, zazwyczaj kiedy tworzyła się między mną a jakimś chłopakiem mocniejsza więź, lubiliśmy polamentować sobie na nasze nieudane relacje damsko-męskie.
-Ja to zostałem tak i tak zraniony.
-A ja to trafiam na samych palantów.
-A ta to była taka i taka.
I już budowała się jakaś (nieszczęśliwa bo nieszczęśliwa) więź, która zbliżała nas do siebie jako osoby które mogą sobie to szczęście w końcu dać. Przeżyłam więc spory szok, kiedy poznawałam mojego obecnego chłopaka, a on na temat swojego zakończonego związku i swojej byłej dziewczyny nie powiedział ani jednego złego słowa. Wzbudzało to we mnie taki podziw, że chodziłam i zastanawiałam się "co z tym kolesiem jest nie tak?!". Wydawało mi się niepojęte że można odpuścić sobie gadanie jakim to się było nieszczęśliwym przy drugiej osobie. Im dłużej jednak o tym myślałam, tym bardziej mi to imponowało. Imponowało mi że nie ciągnie za sobą chmury niepotrzebnych uzewnętrznień, opinii i plotek na temat dziewczyny która, czy tego chce czy nie, była w jego życiu ważna przez pewien czas i na pewno w jakiś sposób zostanie ważna już zawsze. Imponowało mi, że ten człowiek mógłby spojrzeć dziś swojej byłej dziewczynie w oczy i powiedzieć "ludzie mówią o Tobie dobrze i nie mam zamiaru tego zmieniać".
       Myślę że to ostatnie zdanie jest kwintesencją wszystkiego. Rozstania są sporym wydarzeniem nie tylko dla nas samych, ale też dla osób które obserwowały nasz związek. Koniec czegoś, co miało być trwałe i nieprzerwane, musi mieć ważną przyczynę, i zazwyczaj tej przyczyny najchętniej doszukują się bliżsi i dalsi znajomi. To, czy zajmą jakieś stanowisko, w jaki sposób ocenią nasze wyjście sytuacji i finalnie po której stronie się opowiedzą, zależy w dużej mierze od tego, co usłyszą na nasz temat. Cały problem leży więc w tym, że w ogóle coś słyszą. Gdybym tak jak mój chłopak nie mówiła nikomu nic o moich zauroczeniach i ich nieszczęśliwych finałach, nie tworzyłabym żadnych stron. Skoro miałam pragnienie, żeby w relacji z kimś stać ramię w ramię, to w tej relacji, nie  ważne czy zakończonej czy nie, powinnam wiernie stać ramię w ramię, zachowując dla nas dwojga to, co się w niej działo. Mówiłam wam o tym w jednym z postów o kłótniach, żeby nie opowiadać innym, jak źle myślimy o ukochanej osobie i tu podkreślam to samo - nawet jeśli nie zawsze byliśmy traktowani fair, i nawet jeśli teraz trudno nam się lubić - nie każmy ludziom opowiadać się po jednej ze stron.
       Fajne jest też to, że możemy życzyć sobie dobrze. Nie musimy utrzymywać przyjaznych stosunków ani nawet mówić sobie cześć na ulicy, bo wiadomo że czasem jest to trudne. Relacja która umiera i którą ciężko jest poskładać budzi dużo smutku, frustracji i rozczarowania, i często nie ma się ochoty na przyjazne stosunki. Ale wystarczy nie chcieć zmieniać tego że inni widzą w tej osobie dużo piękna i nadal chcą dawać jej szczęście.
       W ostatnim czasie szczególnie często trafiam na słowa świętych lub Pisma Świętego o tym, żeby każdemu życzyć dobrze i modlić się za swoich wrogów (choć uważam że to o wiele za mocne słowo w tym przypadku!). I wydaje mi się, że takie dobre życzenie determinuje to, że przestajemy mówić o innych źle. I aż głupio mi przyznać, że bardzo długo uczyłam się myślenia w ten sposób i ukierunkowania się na pragnienie dobra dla ludzi których nie lubię (matko! to chyba dla mnie jedna z najtrudniejszych rzeczy w Chrześcijaństwie!) Wiem jednak, że wielu z was to umie, rozumie, i robi dobrze. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i cieszę się, że mogę się tego od was uczyć. Cieszę się, że są dobre rozstania, cieszę się też z trudnych rozstań, one też mogą być dobre i być dobrą nauką miłości bliźniego. Twój były to Twój bliźni hahaha xD pamiętaj o tym!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-cukierkowy post

WOLNOŚĆ!

Wiara = Miłość? ❤